Świat Helmutha Falka


Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych poszukując materiału do moich instalacji i obiektów w berlińskiej dzielnicy Kreuzberg stałem się klientem jednego z ówczesnych, licznych sklepów ze starzyzną. W jednym z nich, na rogu Dieffenbach i Graefe Strasse, kupowałem od czasu do czasu meble, stare przedmioty lub fotografie. W przeciwieństwie do wielu innych kupujących długo i wnikliwie przeglądałem stosy starych książek, fotografii czy ubrań, co nie uszło uwadze starszego ode mnie mężczyzny, od którego je nabywałem. Pewnego razu, przy
dobijaniu jednej z transakcji, zostałem przezeń zagadnięty. Helmuth, bo tak się nazywa, koniecznie chciał się dowiedzieć, dlaczego dokonuję tak nietypowych wyborów i wyszukuję przedmioty, którymi poza mną prawie nikt się nie interesuje. Opowiedziałem mu w jakim celu je kupuję i wtedy zwierzył mi się, że on też interesuje się sztuką.

Dopiero parę lat później, po obejrzeniu mojej wystawy indywidualnej, którą zrealizowałem w ramach wielomiesięcznego projektu w pomieszczeniach sklepowych jego angielskiego partnera Davida Kirby, znajomość nasza zaczęła powoli przekształcać się w przyjaźń. Jeszcze w czasie wernisażu Helmuth zaprosił mnie i moją żonę Alicję na swoje urodzinowe party. Wybrałem się na nie i tak odkryłem świat Helmutha Falka...

 

 


W stosunkowo niewielkim mieszkaniu Helmutha bardziej niż liczni goście zaskoczył mnie labirynt niezliczonych obiektów i przedmiotów wypełniających każde z pomieszczeń. Miałem wrażenie, że nagle znalazłem się w Merzbau Kurta Schwittersa, którego twórczością bardzo zainteresowałem się po przyjeździe do Niemiec. Kurt Schwitters, zanim wyemigrował, przez kilka lat tworzył w swoim hannowerskim mieszkaniu pewnego rodzaju envinronment, niezwykle nowatorski jak na ówczesne czasy. Tym jednak co zdecydowanie różni mieszkanie Helmutha od abstrakcyjności envinronmentu Merzbau jest figuratywność. Helmuth Falk przez lata pracy twórczej wypełnił swoje mieszkanie przedmiotami, które odkrył dla siebie w dobytku ludzi, którzy już odeszli. Tak się składa, że ten artysta już od dziesięcioleci, w taki sposób zarabia na życie: opróżnia prywatne mieszkania zmarłych lub pomieszczenia firm, które splajtowały. Odzyskane w ten sposób i oferowane na sprzedaż materialne ślady życia, pozwalają mu nie tylko zarobić na utrzymanie swojej rodziny: przyjaciółki i wspólnego syna ale, co najważniejsze, wiele z nich staje się surowcem dla jego pracy artystycznej. Nie bez znaczenia dla jego twórczości jest kontekst, w którym materiał ten jest znajdowany. Towarzyszące temu przeżycia i opowieści zapewne nie pozostają bez wpływu na proces jego kreacji. Helmuth przekształca te wszystkie, będące niemymi świadkami naszej egzystencji przedmioty codziennego użytku, stare fotografie, czasopisma, mapy... w oryginalne fotomontaże, collage i assemblage. W swoich nie pozbawionych wizualnej atrakcyjności collage nie ogranicza się jedynie do dekoracyjności collage Schwittersa. Kontynuując w nich niemiecką, dadaistyczną tradycję, nawiązuje raczej do pełnych krytycyzmu prac Hannah Höch, Raoula Hausmanna czy Johna Heartfielda. Po zapoczątkowaniu edukacji - i to zaledwie jednym semestrem studiów na Hochschule der Künste, ówczesnej zachodnioberlińskiej wyższej uczelni artystycznej - Helmuth Falk pracował w prawie całkowitej izolacji od tzw. życia artystycznego, innych artystów i całego systemu sztuki. Już sam fakt, że nie znalazł swojego miejsca w oficjalnym systemie edukacji artystycznej, świadczy o jego indywidualizmie i suwerenności. Nie ulegając wpływom mód i trendów obowiązujących w ostatnich dziesięcioleciach w sztuce, jak to często ma miejsce w przypadku artystów uprawiających sztukę zawodowo, rozwinął swój autentyczny i oryginalny sposób ekspresji, choć jednocześnie w jego pracach widoczna jest fascynacja dadaizmem i surrealizmem. Podobie jak dadaiści tworzy swoje collage cytując ilustracje, zdjęcia i napisy pochodzące z codziennych gazet, książek czy materiałów reklamowych. Z ich pomocą dadaiści ukazywali socjalne i polityczne uwarunkowania ówczesnego życia, przy czym treść i wymowa prac była nadrzędna wobec formy artystycznej. Helmuth Falk, jako wnikliwy obserwator, także nie pozostaje obojętny wobec wydarzeń przeszłych i obecnych. Pełne krytycyzmu wyniki jego obserwacji naszej ludzkiej ułomności, nie są jednak pozbawione swoistej porcji humoru. Zawarta w nich ironia nie staje się nigdy cynicznym wyrazem bezsilności. Helmuth pokazuje nasze cierpienie i artykułuje wiele niewygodnych pytań dotyczących przeszłości, teraźniejszości i sensu naszej egzystencji. Pomimo zaangażowania nie robi jednak tego ze śmiertelną powagą, lecz raczej z przymrużeniem oka. Nadaje to jego pracom wyjątkowy wyraz.

Podczas pierwszej przelotnej percepcji, choć nie pozbawione walorów estetycznych, sprawiają raczej wrażenie prac dekoracyjnych. Gdy obcujemy z nimi dłużej, niejednokrotnie odkrywamy głęboką w wymowie treść. Posługując się odpadkami naszej cywilizacji artysta ten artykułuje związane z nią problemy, porusza kwestie rozwoju społecznego i ciągle aktualnych w nim tabu. W jego pracach przewija się tematyka dotycząca przeszłości - II wojny światowej, wojny wietnamskiej, ale także historii najnowszej - upadku muru berlińskiego, czy jak w objekcie: „Niemiecko-amerykańska przyjaźń” (Deutsch-amerikanische Freundschaft) aktualnych relacji tych krajów.

Prawie wszyscy znamy wizerunek Marilyn Monroe, podobnie jak Ché Gevary. Do popularności tej pierwszej przyczyniły się nie tylko filmy z Hollywood i reklama, lecz także sztuka i to jednego z najbardziej wpływowych artystów XX wieku Andy Warhola. W latach sześćdziesiątych równie popularna, jeżeli nie popularniejsza, stała się na fali kontestacji graficzna wersja portretu Ché Gevary. W jednym ze swoich niezatytułowanych fotocollage Helmuth Falk zestawił uśmiechnięte twarze Marilyn i Che z wizerunkiem pośmiertnym tego drugiego. Przy pomocy takiego zestawienia przełamana została ich ikonograficzna neutralność, tak charakterystyczna dla pop-kultury. Ta prosta w swojej koncepcji praca posiada niezwykle mocne działanie. O ile mogliśmy oglądać na zdjęciach martwego Ché, nigdy jednak nie widzieliśmy pośmiertnego wizerunku Marilyn. O jej śmierci krążą różne pogłoski, a wszystko wskazuje na to, że jej śmierć była brutalniejsza niż śmierć rewolucjonisty. Praca ta bardzo dużo mówi o naszej cywilizacji, w której jednostka może zostać wyniesiona na piedestał przez grupę posiadającą w tym interes, ale w momencie, gdy jej postawa koliduje interesem tej grupy, zostaje bez najmniejszych skrupułów zgładzona.

Co mają wspólnego ze sobą Michael Jackson, Anne Frank, Jimi Hendrix, Sigmund Freud, Michael Schumacher, Frankenstein, Jezus Chrystus, ofiary eutanazji, wrestling fighters, niemieccy politycy, maorys czy pin-up girls z lat sześćdziesiątych, by wymienić tylko niektóre z portretów postaci użytych do pracy zatytułowanej „Moje miejsce obok niego” (Mein Platz neben ihm), która jest edną z moich ulubionych. Można byłoby powiedzieć: właściwie nic, ale po chwili zastanowienia trzebaby sprostować: bardzo dużo. Helmuth zastanawiając się nad szeroko pojętym „swoim miejscem”, w świadomy sposób sytuuje siebie obok tych wszystkich postaci z historii i współczesności, obok osobistości bardzo znanych i anonimowych ludzi, po których pozostaje czasami tylko nikły lad w postaci fotografii. Takie są właśnie prace Helmutha Falka. Na pierwszy rzut oka mogą wydać się po prostu niewinne, ba, wręcz zabawne, by po chwili obcowania nakłonić nas do głębokiej refleksji.

Czasami jest na odwrót. Praca zatytułowana: „Dlaczego dobrzy ludzie muszą cierpieć?” (Warum müssen gute Menschen leiden?) est dobrym przykładem przewrotnej strategii artysty, stosowanej przy poruszaniu tak ważnych tematów jak polityka, religia czy seks...
By móc przekazywać nasze geny, ewolucja pozwoliła nam wytworzyć mechanizm sprawiający, że nasze życie seksualne, mimo licznych już prób, nie poddaje się kontroli, podobnie jak nasze uczucia. W przypadku braku regulacji uczuć życie społeczne byłoby prawie niemożliwe. W przypadku braku regulacji seksu czasami bywa uciążliwe. Przywołujący moralizatorskie treści tytuł został nadany fotomontażowi, który nie ilustruje zawartego w tytule pytania. Siedzący starszy mężczyzna z zadumą przygląda się młodej egzotycznej piękności. Jej ukryta w okolicach łona dłoń sugeruje masturbację. Jako widz zastanawiam się kto tu właściwie cierpi - która z płci i która z asocjacji jest ważniejsza - erotyczna czy polityczna oraz jakiego rodzaju cierpienie autor ma na myśli - duchowe, cielesne czy kulturowe? I jakkolwiek nie próbowalibyśmy interpretować wymowy tej pracy, pytanie zawarte w tytule pozostaje aktualne, a poprzez tak niekowencjonalny, pozbawiony jednoznaczności sposób przedstawienia broni się przed banalnością.

Inna praca Helmuta zatytułowana „Na dworcu” powstała na bazie pomocy dydaktycznej do nauki języka rosyjskiego, jakią ówczesny Związek Radziecki obdarowywał również Polaków. W stojącym na peronie pociągu do Sewastopola, oprócz powojennych polityków niemieckich - Adenauera i Straussa, siedzi angielski naukowiec Stephen Hawkins. Obok pionierów i konduktora pomagającego wsiąść do pociągu typowej babuszce widzimy gęstwinę postaci - Tołstoja , Mussoliniego, papieża Jana Pawla II, angielskiego policjanta, esesmana, mężczyznę w płaszczu z gwiazdą Dawida, Trockiego, Dostojewskiego, Lincolna, Goebelsa.... Nad tablicą informacyjną z rozkładem jazdy góruje nazistowski slogan: „Jeden lud, jedna rzesza, jeden wódz” ( Ein Volk, Ein Reich, Ein Führer), a pod spodem informacja „Tańczenie swingu jest zakazane” (Swing tanzen verboten). I znowu ta w pierwszym wrażeniu idylliczna sytuacja przedstawiająca koegzystencję, która w realnym życiu nigdy nie doszłaby do skutku ze względu na różnice ideologiczne i na rozbieżność czasową, staje się metaforą naszej egzystencji. Czyż nie jest bowiem tak, że właściwie niezależnie od roli jaką pełnimy i rangi jaką posiadamy, jesteśmy tak na prawdę tylko pojawiającymi się na krótko podróżnymi? Istotniejszym wydaje się być jednak pytanie o to: dokąd zmierzamy?

Portrety anonimowej Berlinki powstały z zafascynowania Helmutha zbiorem fotografii znalezionych w jednym z berlińskich mieszkań. Skrupulatnie datowane zdjęcia z jej życia pokazują rozwój od lat dziecięcych do okresu dojrzałości. Kim była ta mała dziewczynka? Mnie osobiście, ze względu na swoją fizjonomię, kojarzy się ona z Anną Frank i Leni Riefenstahl. Nie wiem co prawda, jak wyglądała mała Leni i mogę sobie tylko wyobrazić, jak mogłaby wyglądać dorosła Anna. Niestety, los tych kobiet związany był nierozerwalnie z losem kraju, w którym się urodziły. Anna Frank stała się ofiarą barbarzyństwa niemieckiego nazizmu, w którym – udając, że nic nie wie - Leni Riefenstahl świetnie się zaaranżowała. Niezależnie od mojej interpretacji, ta niezwykle delikatna i intymna w swojej wymowie praca jest hołdem dla ludzkiej egzystencji. I myślę także, że wiele swoich prac mniej lub bardziej świadomie dedykuje Helmuth krajowi, w którym się urodził, którego historia, zwłaszcza ta najnowsza, jest tak skomplikowana, jak cała nasza rzeczywistość. Jestem przekonany o tym, że Helmuth, pomimo swojej codziennej pragmatyczności, nie jest jednym z ludzi obojętnych. Nie pozwala mu na to jego wrażliwość.

Mój krótki opis kilku wybranych collage i assemblage Helmutha Falka nie jest w stanie przekazać bogactwa jego twórczości, która też nie jest stylistycznie jednorodna i zawiera bardzo od siebie odmienne elementy formalne. W swoich licznych obrazach i rysunkach, nie troszcząc się o wypracowanie czystego stylu, Helmuth wykreował swoistą estetykę, w której – podobnie jak dadaiści – istotną rolę odgrywa zawartość treściowa. Przede wszystkim jednak radość i przyjemność jaką sprawia mu uprawianie sztuki, bo jak sam napisał w liście do mnie: „... w ogóle nie myślę o karierze i czymś podobnym, ponieważ w przeciwnym razie, nigdy nie miałbym takiej przyjemności i radości.” („ ... glaube schon gar nicht an Kariere und so ein Zeug – denn nie hätte ich sonst solch Spaß + Freude an meiner Kunst haben können”). I dalej pisze: „Sztuka jest dla mnie czymś takim, jak gdybym czynił i mówił coś, czego nie mogę albo nie mam odwagi wypowiedzieć.”

Bardzo się cieszę z tego, że we Wrocławiu, w mieście, w którym spędziłem wiele lat mojej młodości, twórczością Helmutha zainteresowała się tak niekonwencjonalna galeria jaką jest Entropia. Tutejsza tradycja kulturowa, w której, jak sądzę, nadal istotną rolę odgrywają wątki narracyjne (treść), może okazać się bardzo sprzyjająca dla recepcji sztuki tego niewątpliwie autentycznego, bardzo interesującego i jeszcze w Niemczech nie odkrytego artysty. Sam fakt, że wystawa ta jest inicjatywą galerii, a nie wynikiem moich czy Helmutha zabiegów, świadczy o tym, że oddziaływanie jego twórczości, jak każdej prawdziwej sztuki, ma charakter uniwersalny. I co najważniejsze, stanie się ona dla wrocławskich miłośników sztuki okazją do poznania tego artysty i porozmawiania z nim o jego sztuce. Tak się bowiem składa, że tekst ten nie jest krytyczną analizą historyka czy krytyka sztuki, lecz jedynie spojrzeniem innego artysty, a więc przede wszystkim próbą zachęcenia do poznania świata Helmutha Falka...

(c) Roland Schefferski

 

______________________________
Roland Schefferski
urodził się w 1956 roku w Katowicach, studiował w
ówczesnej PWSSP we Wrocławiu i pracował na niej do wyjazdu z Polski.
W 1984 wyemigrował do Berlina Zachodniego gdzie mieszka i tworzy do tej pory.
Używając różne media, w zależności od potrzeb wynikających z koncepcji
swoich prac, nawiązuje w nich między innymi do tematów takich jak historia,
pamięć, tożsamość i analiza obrazu /imageęu w czasach jego inflacji. Tym co
najbardziej go interesuje, to idea sztuki realizowanej wszędzie bez
ograniczeń.

<<<