| LABORATORIUM SZTUKI
Ola Jach: Kiedy powstała Idea Białej Kreski?
Marcin Harlender: W 1978 roku, kiedy stworzyłem samą
ideę wygenerowania takiego dzieła, które zawierałoby jedną białą kreskę,
a jednocześnie spełniałoby na różnych poziomach wszelkie możliwe parametry
bycia dziełem sztuki. Wieloletnie badania poświęciłem temu jakie warunki
powinno spełniać coś co mogłoby się nim stać. Czy istnieją wogóle takie
warunki?
Ola Jach:Chodzi panu o warunki uniwersalne które mogłyby
dotyczyć każdego dzieła?
Marcin Harlender:Tak, te, które mogłyby dotyczyć każdego
dzieła i każdego człowieka. Trudno powiedzieć na ile uniwersalne...Żyjemy
w przestrzeni która zdecydowanie nas przerasta, czy raczej przerasta naszą
możliwość pojmowania. Na otwarciu wystawy mówiłem między innymi o tym,
że przewrót kopernikański i jego konsekwencje uświadomiły nam wszystkim,
że jesteśmy tylko jakimś nieprawdopodobnym kosmicznym pyłkiem. Żyjemy
na bardzo malutkiej planecie, bardzo oddalonej od całkiem niedużej gwiazdy.
Zdumiewającym faktem w tym wszystkim jest to, że jesteśmy w stanie to
zjawisko obserwować. To tak samo jakby mrówka opowiadała o słoniu, o palmach...
Ola Jach: Czy jest wogóle możliwe znalezienie takich
wyznaczników, które sprawiałyby, że coś staje się dziełem sztuki, a jednocześnie
dotyczyłyby każdego człowieka?Przecież różnimy się od siebie...
Marcin Harlender: Myślę że jednak są pewne kryteria oceny,
czy kryteria skali wartości...bo to prawda, że jesteśmy inni, ale patrząc
zupełnie z zewnątrz, różnimy się od siebie niewiele; ręce, nogi, głowa,
parę innych śmiesznych rzeczy i z pozoru te różnice nie wydają się znaczne,
dopiero jak głębiej popatrzymy, to tam się bardziej różnimy, ale też z
drugiej strony wzorowani jesteśmy na bardzo podobnym modelu DNA i tak
samo jeśli chodzi o dzieło sztuki poruszamy się po pewnych kategoriach...
Ola Jach: Czy dotarł pan do tych wyznaczników które tworzą
dzieło sztuki?
Marcin Harlender: Myślę, że dzieło sztuki tworzy się
samo, składa się na to wiele różnych dosyć subtelnych aspektów, ale zanim
zaczęłoby się rozważać czym jest dzieło sztuki, należałoby się zastanowić
czym wogóle jest sztuka, to zjawisko, które obrosło w legendy i fałszywe
wyobrażenia. Pablo Picasso swego czasu w rozmowie z dziennikarzem rzucił
takie stwierdzenie; Zapewne zapyta mnie pan teraz czym jest sztuka?Gdybym
nawet to wiedział zostawiłbym to dla siebie. Dużo w tym kokieterii charakterystycznej
dla Picassa, ale tego typu stanowisko dominowało przez wiele lat. Myślę,
że świadomość tej nielicznej w sumie garstki ludzi, którzy się zajmują
sztuką od strony teoretycznej w tej chwili jest na tyle wysoka, że mniej
więcej jesteśmy w stanie określić czym jest zjawisko zwane sztuką.
Ola Jach: Dla mnie to nie jest do końca jasne. Od wielu
lat obserwuje się kryzys tego pojęcia, pomimo tego kryzysu, pomimo tego,
że nikt tak naprawdę nie wie co ono oznacza, artyści dalej tworzą, powstają
wystawy, funkcjonują galerie...także, czy to jest konieczne, żeby zdefiniować
sztukę?
Marcin Harlender:Sztuka jest koniecznością...Można bardzo
uprościć sprawę stwierdzając w może prostacki sposób, że sztuka jest bardzo
szczególnym sposobem komunikacji, jest bardzo szczególnym medium przekazywania
informacji, których nie jesteśmy w stanie przekazać w żaden inny sposób.
Myśłę, że to jest jeden z czynników, które odróżniają nas od świata zwierzęcego
i na tym polega ta najistotniejsza rola samego zjawiska i zajmowania się
tym. Niedocenianie tego i traktowanie sztuki na zasadzie jakichś fanaberii,
czy dziecięcych zabaw, które może wynikać z tego, że większość ludzi miała
ze sztuką związek w okresie przedszkolnym. Jeżeli od tego wczesnego okresu
traktujemy zajmowanie się malarstwem na poważnie i kontynuujemy tą działalność,
to później okazuje się to bardzo poważnym problemem i od tego zależy bardzo
wiele życiowych sytuacji..
Ola Jach:Wydaje mi się, że artyści odeszli od swojej
publiczności, nie potrafią z nią nawiązać kontaktu. Pan Mieczysław Porębski
pisał w jednej ze swoich książek o początku XX wieku, o okresie wielkich
awangard, kiedy o wiele więcej ludzi interesowało się sztuką, a na wystawach
pojawiały się tłumy, w pewnym momencie to się skończyło. Czy sztuka stała
się swego rodzaju modą tylko dla elit?
Marcin Harlender: Na pewno w jakiś sposób stała się modą,
przy czym jak wiadomo mody bywają chwilowe i jak wiadomo bardzo wiele
zjawisk szybko wylansowanych szybko znika. Jeśli chodzi o odwracanie się
artystów od publiczności, to raczej jest to, trywializując, rodzaj zabawy
w berka; teraz ty mnie goń, teraz ty postaraj się wypracować w sobie możliwość
odbioru tego co chcę ci zaprezentować. Ja całkiem niedawno doświadczyłem
takiego światopoglądu, a raczej możliwości takiego światopoglądu, według
którego większość współczesnych dzieł sztuki powinna być zniszczona, było
to dla mnie lekko przerażające, ale zrozumiałam przyczyny, to poczucie
zagubienia, poczucie lęku. Ale to poczucie wynika bardziej z naszych słabości,
niż ze słabości tego co jest prezentowane. Sztuka w jakimś stopniu jest
zwierciadłem duszy i jeśli spotykamy się na zewnątrz z czymś co chcielibyśmy
bardzo ukryć, ale to w nas tkwi i nas męczy, to się od tego odwracamy.
To są bardzo subtelne procesy i dosyć trudno jest się po nich poruszać,
poza tym niewiele osób się podejmuje tego trudu. Jest to trud niewdzięczny,
jako że tak jak wspomniałem rola artystów jest cały czas, albo marginalizowana,
albo opatrznie widziana. W tej chwili, w sytuacji kiedy średnio wykształceni
urzędnicy, piastują różnego rodzaju funkcje, od któych zależą decyzje
dotyczące losów artystów, to trudno oczekiwać, żeby byłytego jakieś przyzwoite
efekty .
Ola Jach: Czy nie uważa pan, że odbiorca musi być w jakiś
sposób wykształcony, żeby prawidłowo odebrać sztukę?A mówiąc konkretnie
o pana wystawie.Nie dał pan żadnego tekstu komentującego obrazy, nie narzucił
pan interpretacji odbiorcy, tylko zostawił pan pole do popisu wyobraźni...
Marcin Harlender: Zdecydowanie tak, bo jest to dzieło
plastyczne, które ma przemawiać do sfer raczej pozawerbalnych, ale jeśli
chodzi o rodzaj wykształcenia odbiorcy, to podstawowym wykształceniem
koniecznym przy odbiorze sztuki, czy raczej przy próbie nawiązania dialogu
ze sztuką, bo o tym właściwie współcześnie można mówić, bo to nie jest
tylko kwestia odbioru, ale właśnie dialogu, jest otwarcie własnej wrażliwości,
czyli znalezienie się w takim stanie, który pozwala przyjmować i klasyfikować
różnego rodzaju bodźce, różnego rodzaju zjawiska. Jeżeli chodzi o tą wystawę
to jest rodzaj najświeższego raportu o stanie badań z mojego prywatnego
laboratorium zajmującego się problematyką w dziedzinie sztuki. Nie jest
to produkt finalny, jest to raczej rodzaj opowiedzenia publiczności o
miejscu, w którym się znajduję w tej chwili.
Ola Jach:A czym się pan zajmuje w tym laboratorium?
Marcin Harlender: Zajmuję się takimi dziwnymi relacjami
jak człowek,przedmiot-człowiek, człowiek i jego istnienie samo w sobie.
Medium dla tego wszystkiego jest sztuka. To jest trochę filozofia, trochę
kosmologia. To są bardzo różne dziedziny życia.
Ola Jach: Wydaje mi się, że pan bardzo zaufał odbiorcy
nie zostawiając do swoich dzieł żadnego tekstu, bo komentarze, które słyszałam
były bardzo, bardzo różne, niekoniecznie bezpośrednio związane z tym o
czym pan teraz mówi.
Marcin Harlender: To bardzo dobrze. W dużej mierze chodziło
o możliwość generowania różnych możliwości. Tutaj usiłowałem skonstruować
pewien rodzaj języka plastycznego, który pozwala już na formułowanie jakichś
szerszych wypowiedzi. To nawet nie jest jeszcze pełny alfabet. To jest
próba zasygnalizowania, że udało się opracować zjawisko mogące funkcjonować
jako pewien system komunikacji pozawerbalnej.
Ola Jach: Czy wie pan już co będzie dalej?Jak poprowadzić
te eksperymenty?
Marcin Harlender: Mam nadzieję, że uda mi się znaleźć
możliwości poświęcenia uwagi temu światu, który się właśnie zaczął wyłaniać,
ale trudno do końca powiedzieć w którą stronę to pójdzie...
Ola Jach: W stronę koloru?
Marcin Harlender: W stronę koloru na pewno, bo kolor jest w pewnym momencie
zjawiskiem nieuchronnym. To co można oglądać na tej wystawie to wynik
osiągnięcia takiego stanu, kiedy właściwie nie ma nic, nie istnieje żadna
forma. Istnieje tylko cisza, światłość i wyczekiwanie na to co się będzie
pojawiać.
Ola Jach: Zastanawiałam się czy te obrazy nie zadziałałyby
lepiej w przestrzeni publicznej. W galerii odbiór jest trochę spaczony,
istnieje swego rodzaju przymus oglądania.
Marcin Harlender: Bardzo możliwe. Galeria jest miejscem
szczególnym, ta szczególność może ludzi odtrącać, deprymować, czy obligować
do czegoś. Myślę że człowiek potrzebuje miejsc szczególnych. Wszelkiego
rodzaju świątynie wywodzą się z takiej właśnie potrzeby oraz z potrzeby
dziejących się tam szczególnych rzeczy. Ja nie miałbym nic przeciwko temu,
gdyby tego typu prace pojawiały się w tego typu przestrzeniach i mogły
przemawiać z różnych miejsc, w różnych okolicznościach...
Ola Jach: Wtedy mogłyby dotrzeć do większej ilości odbiorców
i wejść w tą komunikację o której pan mówił, może bardziej intensywną...
Marcin Harlender: To prawda, ale w sztuce masowość nie
zawsze i niekoniecznie jest czynnikiem pozytywnie wartościującym. Jest
wiele zjawisk, które funkcjonują lub chciałyby funkcjonować jako sztuka
i są to zjawiska masowe i nie ma to nic wspólnego sensu stricte ani ze
sztuką ani z jakimiś poważnymi czy wybitnymi wartościami także masowość
nie odgrywa tutaj większej roli. Kiedyś Witkacy powiedział, że dobry obraz
to taki który znajdzie chociaż jednego odbiorcę. Tego jednego odbiorcę
prawdę mówiąc zawsze można znaleźć, chociaż niekoniecznie...może być tak
że się to nie uda.
Ola Jach: Czy mógłby mi pan opowiedzieć co było przed
wygenerowaniem białej kreski.
Marcin Harlender: Dojście do białej kreski wymagało trochę
wysiłku, bo stwierdziłem, że nie można sobie po prostu ot tak postawić
jednej białej kreski, to jednak zbyt banalne, trzeba poszukać jej. Praca
polegała właściwie na odrzucaniu, na analizie negatywnej, chodziło o minimalizowanie
środków wyrazu w obrazie. Z czasem tych różnych kresek było coraz mniej.
W 1991 roku zostałem zaproszony przez Lecha Twardowskiego do udziału w
swoich akcjach. Było ich kilka, między innymi malowaliśmy 16 spadochronów,
które powieszone nad rynkiem,powiewały w dół i w górę. Białe kreski wykluły
się w trakcie tych akcji. Podczas pierwszych akcji były jeszcze żółte...
Ola Jach: Dlaczego żółte?
Marcin Harlender: To był jeszcze wtedy przypadek , to
jeszcze było mgliste, chociaż koncepcja istniała, ale dojście do białych
kresek nastąpiło dopiero w Lublinie. Przez długi czas było to siedem kresek.
Trudno było o tą jedną. Jedna była jednak zbyt skąpa. To jednak było ciągle
za mało. One się minimalizowały stopniowo, pojawiały w różnych kontekstach.
Ola Jach: Na początku te kreski były nierówne, robione
odręcznie...
Marcin Harlender: Zaczynałem od spontanicznego gestu,
który właściwie sam jest w stanie wykonać i to też leżało u założenia
idei jednej białej kreski jako dzieła sztuki, że jest to dzieło wykonalne
dla każdego, tylko jak to należy wykonać żeby to rzeczywiście stało się
dziełem. Na tym polegał problem. Bo z pozoru każdy może, ale jednak nie
każdy to robi i dlaczego. Taki cały zestaw badań. Kreski w pewnym momencie
zaczęły nabierać ostrości krawędzi. Okazało się, że ostrość krawędzi zdecydowanie
wzmacnia szlachetne działanie materii. To już przestaje mieć charakter
zupełnie przypadkowy, zaczyna nabierać cech świadomych.
Ola Jach: Maluje pan obrazy nie tylko na płótnie. Jakie
to ma znaczenie, że obraz jest na desce, innym razem na drzwiach jak na
ostatniej wystawie?
Marcin Harlender: To ma znaczenie z jednej strony estetyczne,
z drugiej strony ma jakieś tam uzasadnienie filozoficzne. Pracuję też
nad tym tematem że sztuka może pojawić się wszędzie, w każdej przestrzeni,
w każdym aspekcie rzeczywistości.
Ola Jach: Wróćmy do białej kreski...
Marcin Harlender: W piwnicy BWA we Wrocławiu wygłaszałem
cykl pogadanek. Pogadanki były ilustrowane wykonywaniem na żywo dzieła.
Podczas pierwszej prezentacji wykonałem przed publicznością trzy białe
kreski. Następnego dnia poproszono mnie, żebym spróbował powtórzyć tą
akcję dla celów dokumentacji telewizyjnej. Zastanowiwszy się i mając trochę
doświadczeń tego typu, że nie należy dwukrotnie powtarzać, z obojętnie
jakich względów tego samego działania, że ono powinno być zmodyfikowane,
że to co się wydarza powinno dziać się po raz pierwszy, postanowiłem ograniczyć
się i w związku z tym przy następnej okazji te trzy białe kreski zostały
wytarte i w tym samym miejscu powstała jedna biała kreska.
Później powstał cykl działań kiedy ta biała kreska przejawiała się w różnych
okolicznościach. Na przykład na takim domku w Pawłowicach, gdzie zaczęła
grać z całą resztą, naprzeciwko niej na kobaltowej ścianie pojawiła się
druga biała kreska, Unaoczniało to różnicę jaka jest po namalowaniu tylko
jednej białej kreski. Zmienia się cały kosmos.
Ola Jach: Wydaje mi się, że w pewnym momencie zmęczył
się pan tą białą kreską
Marcin Harlender: Ta biała kreska po prostu zaczęła żyć
własnym życiem. Przy jednej z akcji nie byłem do końca wykonawcą tej białej
kreski. Ja wybrałem jedynie miejsce, a namalował ją kolega. Wtedy znalazłem
się w przestrzeni, w której wszystko się może zacząć od początku. Udało
mi się osiągnąć pewien założony cel. W życiu nie pomyślałem, że mi to
tyle czasu zajmie...Chciałem poszukać czegoś co może się wyłonić dalej.
Ola Jach: Porozmawiajmy o pana inspiracjach. Jedną z
nich jest Malewicz....
Marcin Harlender: Dla mnie Malewicz jest niebywałą postacią;
jego działanie i kierunek myślowy który nadał sztuce światowej jest czymś
niebywałym. Pierwszy raz kiedy miałem okazję spotkać się z jego działaniem
miałem 18 lat i byłem pod dużym wrażeniem jego sposobu myślenia o formie,
jego analizy formy, zwróceniu uwagi na to, że już sam kierunek linii,
sam ich rytm, odgrywają istotną rolę jeśli chodzi o stan obserwatora.
Ola Jach: Teraz obserwuje się popularność malarstwa figuralnego,
przedstawiającego jakąś anegdotę. Może kojarzy pan WIlhelma Sasnala-najlepiej
zarabiającego młodego polskiego artystę. Co pan myśli o tym malartwie?
Marcin Harlender: Taki mamy czas. Obecnie lansowany jest
bardzo powierzchowny styl życia.Ludzie na tyle boją się zaglądania do
swego wnętrza, że wolą taką tanią anegdotę. Sztuka ta bardziej przypomina
bardziej publicystykę niż sztukę.
Ola Jach: Odbiór tej sztuki jest prostszy...zresztą sami
artyści z tego kręgu mówią nie nazywajmy koniecznie tego co robimy sztuką..nie
dorabiajmy do tego żadnej filozofii.
Marcin Harlender: Słusznie, trudno właściwie jakąkolwiek
filozofię do tego dorabiać. Jest to sygnał odbierany jak znak drogowy
i idziemy dalej. Często już później się tego nie pamięta. Żart, anegdota
często towarzyszyły różnym działaniom artystycznym i zawsze będą towarzyszyć
bo jest to konieczne do życia jak powietrze.
Ola Jach: Nie kusiło pana żeby zacząć uprawiać malarstwo
realistyczne?
Marcin Harlender: Z perspektywy totalnej abstrakcji występuje
taki rodzaj głodu jakiejś konkretnej formy...
Ola Jach: No właśnie, bo przecież Malewicz pod koniec
życia malował realistycznie
Marcin Harlender: W pewnym momencie następuje takie zmęczenie,
że coś się w końcu musi pojawić . Jest to naturalne dla człowieka. Stąd
moje ostatnie obrazy. Jest to początek tego co się dopiero może pojawić.
|